niedziela, 30 czerwca 2013

Bł. Chiara Badano (1971 - 1990)

Elegancka, energiczna, delikatna, wysmukła, wysportowana. Lubiła śnieg i morze. Normalna, młoda chrześcijanka. Nagle choroba, potem agonia, śmierć i proces beatyfikacyjny. Pozostały po niej listy, notatki i film o niej nakręcony amatorską kamerą. Nazywała się Chiara Badano. Gdy bliżej poznała ją Chiara Lubich, założycielka Focolari, nazwała ją "Chiara Luce" to znaczy "Jasne Światło"...




 Urodziła się 29 października 1971 r. w Sassello, na Północy Włoch. To jeszcze nie wieś ale już daleko od miasta. Jedynaczka. Ojciec - kierowca ciężarówki. Mama - gospodyni domowa. Jedenaście lat od chwili ślubu modlili się i z tęsknotą czekali na dziecko. "Choć wypełniała nas ogromna radość - opowiada jej mama, Maria Teresa Caviglia - natychmiast zrozumieliśmy, że ona nie była tylko naszą córką lecz że przede wszystkim była dzieckiem Boga". Mama zostawiła pracę zawodową, by zajmować się córeczką. Kochała ją i darzyła serdecznością, jednak potrafiła mówić "nie" na kaprysy Chiary.


Gdy miała 9 lat, poznała Ideał jedności na spotkaniu dziewczynek z ruchu Focolari we wrześniu 1980 roku. W ruch włączają się też jej rodzice. "Gdy wróciliśmy do domu - mówi mama Chiary - powiedzieliśmy sobie, że gdyby nas ktoś dzisiaj zapytał, kiedy zawarliśmy małżeństwo, odpowiedzielibyśmy: gdy spotkaliśmy ten Ideał życia".

Mając 12 lat, 27 listopada 1983 r. pisze do Chiary Lubich: "Odkryłam, że Jezus opuszczony jest kluczem do jedności z Bogiem i chcę Go wybrać jako mojego jedynego Umiłowanego i przygotować się na Jego przyjście. Wybierać Go!".


W 1985 Chiara przenosi się do Savony, by uczyć się w gimnazjum i liceum klasycznym. Mimo wysiłku, ma problemy z nauką. Pozostaje na drugi rok w trzeciej klasie gimnazjum. Pojawiają się nieporozumienia z rodzicami, chociaż miłość jest silna i często dochodzi do kompromisów możliwych do zaakceptowania przez obydwie strony. Tak np. było z godzinami wieczornych wyjść z domu, kiedy zwłaszcza w week-end Chiara lubiła spędzać wieczory z przyjaciółmi w kawiarni w Sassello.



Mając 14 lat, 29 listopada 1985 roku pisze do Chiary Lubich: "Odkryłam na nowo Ewangelię, w nowym świetle. Zrozumiałam, że nie byłam autentyczną chrześcijanką, ponieważ nie żyłam Nią do końca. Teraz chcę uczynić tę wspaniałą Księgę moim jedynym celem. Nie chcę i nie mogę pozostać analfabetką tak nadzwyczajnego przesłania. Tak, jak łatwo mi przychodzi nauczyć się alfabetu, tak samo łatwo powinnam nauczyć się żyć Ewangelią".

 Podoba się i jest lubiana; stale otoczona przyjaciółmi i przyjaciółkami. Bardzo lubi sport: tenis, pływanie, wycieczki górskie. Nie potrafi ustać w miejscu. Chciałaby zostać stewardesą. Ogromnie ludzi tańczyć i śpiewać. Lubi się elegancko ubrać, starannie uczesać, czasami zrobić sobie delikatny makijaż, ale bez przesady. Chłopcy za nią biegają a ona lubi marzyć. Czasami mówi do przyjaciółki, patrząc na jakiegoś chłopca: "Wiesz, ten mi się podoba". Ale nic więcej. Szczególna przyjaźń łączyła ją z Luca. Jeśli nie była to wręcz miłość, to przynajmniej bardzo mocna sympatia. Jednak nie pozwala sobie na kompromisy. Zostawia go - mimo że nadal bardzo go lubi - gdyż zauważa, że w relacjach między nimi "czegoś" brakuje. Kiedy Luca pisze do niej, błagając, by do niego wróciła gdyż zrozumiał, że ją kocha - Chiara pozostaje niewzruszona. Uczy się "odcinać".





Latem 1988 roku, zaraz po tym, jak się dowiedziała, że nie przeszła z matematyki, wyjeżdża z młodszymi od niej dziewczynkami na Kongres do Rzymu. Jest jej ciężko, że musi powtarzać klasę, ale się nie wycofuje. Pisze do rodziców: "Nadszedł bardzo ważny moment - spotkanie z Jezusem Opuszczonym. Nie było łatwo Go przyjąć i uściskać, lecz Chiara [Lubich] tłumaczyła dziewczynkom, że to On powinien być ich Umiłowanym".



Podczas gry w tenisa nagle odczuwa bardzo silny ból w ramieniu. Początkowo nie przywiązuje do tego wagi, podobnie zresztą lekarze. Nawroty bólu skłaniają ich jednak do przeprowadzenia dokładniejszych badań. I oto wynik jak wyrok: sarcoma osteogenico - rak kości z przerzutami, jedna z najcięższych i bolesnych postaci nowotworu. Po długim milczeniu, bez płaczu i bólu Chiara przyjmuje odważnie wiadomość. "Będzie dobrze. Jestem młoda" - mówi. Jej ojciec powie później: "Byliśmy pewni, że Jezus był pośród nas. To On dawał nam siłę". Rozpoczyna się dogłębna przemiana; bardzo szybka wspinaczka do świętości. 
Pobyt w szpitalu. Chiara wyróżnia się altruizmem. Rezygnując z własnego wypoczynku, pomaga dziewczynie w ciężkiej depresji, uzależnionej od narkotyków. Towarzyszy jej wszędzie. Wstaje z łóżka mimo bólu, jaki odczuwa z powodu przerzutów w kręgosłupie. Potem będę miała czas aby spać - mówi. Stara się prowadzić normalne i radosne życie. Pisze w pamiętniku: "Tę chorobę Jezus zesłał mi we właściwym momencie". 



Leży w szpitalu w Turynie. "Na początku myśleliśmy, że idziemy do niej, aby ją podtrzymać na duchu. Zrozumieliśmy jednak bardzo szybko, że to my nie mogliśmy się bez niej obejść, jakby przyciągani tajemniczym magnesem". Jeden z lekarzy, Antonio Delogu wyznaje: "Swoim uśmiechem i wielkimi, pełnymi światła oczyma pokazuje, że śmierci nie ma, a jest tylko Życie".

 Przechodzi dwie bardzo bolesne operacje. Po chemioterapii traci włosy, na których jej tak bardzo zależało. Przy każdym straconym kosmyku mówi prosto ale treściwie: "Dla Ciebie Jezu". Nic nie pomagają operacje kręgosłupa ani chemioterapia. Rodzice przypominają jej, że za tym wszystkim kryje się tajemniczy plan Boga. Chiara kocha jeszcze goręcej. Koledze, który jedzie do Afryki z misją humanitarną oddaje swoje oszczędności. Mówi:"Mi nie są potrzebne. Ja mam wszystko".

 Istnieje taśma na której Chiara opowiada o bardzo bolesnym badaniu: "Gdy lekarze rozpoczęli ten mały lecz dokuczliwy zabieg, przyszła pani z promiennym uśmiechem na ustach, przepiękna. Zbliżyła się do mnie, wzięła mnie za rękę i wlała we mnie odwagę. Znikła tak szybko, jak przyszła; więcej już Jej nie widziałam. Ogarnęła mnie ogromna radość i zniknął lęk. Zrozumiałam wtedy, że gdybyśmy byli gotowi na wszystko, ileż znaków Bóg by nam zesłał!". Paraliż nóg. Ostatnia tomografia nie daje żadnej nadziei. Nadchodzi chwila wielkiej próby. Chiara nie chce morfiny. Tłumaczy: "Odbiera świadomość, a ja mogę ofiarować Jezusowi jedynie cierpienie. Chcę dzielić z Nim jeszcze przez trochę Jego Krzyż". Pyta lekarzy o swój stan. Chce być wszystkiego świadoma. 
Pokój w szpitalu a następnie jej dom rodzinny staje się "domowym Kościołem" - miejscem spotkań i apostolatu. Chiara Luce jest już dojrzała. Pisze do niej lekarz, Fabio Marzi: "Nie jestem przyzwyczajony spotykać młodych takich, jak Ty. Zawsze myślałem, że w Twoim wieku przeżywa się wielkie emocje, szalone radości, entuzjazm. Nauczyłaś mnie, że jest to także czas pełnej dojrzałości".
 19 lipca 1989 - straszny krwotok. Chiara zostaje uratowana w ostatniej chwili. Mówi: "Nie płaczcie nade mną. Ja idę do Jezusa. Na moim pogrzebie nie chcę ludzi płaczących lecz głośno śpiewających". Podłączona do kroplówki mówi: "Czymże jest ta spadająca kropla w porównaniu z gwoździami w rękach Jezusa". Z każdą kroplą powtarza: "Dla Ciebie". Odwiedza ją kardynał Saldarini i pyta: "Masz przepiękne oczy. [Bije z nich] cudowne światło. Skąd ono w Tobie się bierze?". Chiara odpowiada: "Staram się bardzo kochać Jezusa".



Czasami, choć zdarza się to rzadko, prosi rodziców, by nie wprowadzali do jej pokoju przyjaciół. Któregoś dnia tłumaczy: "Nie był to znak mniejszej sympatii lub smutku. Wręcz przeciwnie. Było mi trudno schodzić z tego poziomu na którym się znajdowałam a potem wchodzić tam z powrotem. Wszyscy, którzy są przy niej, oddychają "atmosferą Nieba". Chiara pisze: "Ważne jest wypełniać wolę Bożą, to znaczy zaangażować się w grę, którą On prowadzi... Czeka na mnie inny świat i nie pozostało mi nic innego, jak mu się oddać. Czuję się teraz wciągnięta we wspaniały plan, który powoli, powoli się przede mną odkrywa. Tak bardzo lubiłam jeździć na rowerze, a Bóg zabrał mi nogi ale dał mi skrzydła...".



19 lipca 1990 r. pisze do Chiary Lubich: "Medycyna złożyła broń. Wszystko zależy od Boga. Ponieważ przerwano zabiegi, nasilił się ból kręgosłupa, spowodowany dwoma operacjami i unieruchomieniem w łóżku. Nie daję już rady obrócić się na bok. Czy zdołam być wierna Jezusowi Opuszczonemu? Czuję się tak bardzo mała, a droga do przebycia jest ciężka. Czasem czuję się przygnieciona cierpieniem. Lecz to Umiłowany przychodzi mnie odwiedzić, prawda? Tak, ja też powtarzam razem z Tobą: Jeśli chcesz tego Ty, Jezu, ja też tego chcę.


Nadchodzi czas, gdy jest pewna, że niedługo odejdzie. Nie chce tego zmieniać. Nie prosi o uzdrowienie, lecz o moc do wypełnienia woli Bożej. Właśnie wtedy przygotowuje razem z mamą "uroczystość zaślubin", jak sama nazywa swój pogrzeb. Niemalże nie da rady mówić. Tłumaczy jak chce mieć uszytą sukienkę. Decyduje, że będzie biała, bardzo prosta, z czerwonym paseczkiem. Prosi, by ubrała się w nią jej najlepsza przyjaciółka. Chce zobaczyć, jak na niej leży. Tłumaczy też mamie, jak chce być uczesana na ten dzień. Wybiera muzykę, śpiewy i czytania mszalne. Opowiada jakimi kwiatami ma być przybrany kościół. Chce, aby ceremonia pogrzebowa była jednym wielkim radosnym świętem. "Mamo - prosi. Gdy będziesz mnie przygotowywała [do trumny], musisz powtarzać: Teraz Chiara Luce widzi Jezusa".


 Obok Chiary Luce jej mama i ojciec. Za drzwiami - przyjaciele. Spokój, swego rodzaju zwyczajność. Jej ostatnie słowa są skierowane do mamy: "Ciao. Bądź szczęśliwa, bo ja jestem szczęśliwa". Jest niedziela, 7 października 1990 roku, godzina 4 nad ranem.



  
Na prośbę mnóstwa wiernych biskup Acqui, Livio Maritano zwraca się 7 października 1998 roku z prośbą do Kongragacji ds. Świętych o pozwolenie na rozpoczęcie w diecezji procesu beatyfikacyjnego. 21 listopada nadchodzi pozytywna odpowiedź i 6 czerwca 1999 rozpoczyna się proces beatyfikacyjny na szczeblu diecezjalnym, który zakończył się 21 sierpnia 2000, podczas Światowego Dnia Młodych. 7 października, w 10 rocznicę narodzin Chiary Luce dla Nieba, sprawa zostaje wprowadzona do Rzymu.






niedziela, 23 czerwca 2013

Św. Jan Bosko

Wdzięczność jest pamięcią serca, ponieważ tylko serce jest zdolne do pamiętania. Ten, kto dziękuje, nosi w sercu miłość Bożą i nią się raduje. My jesteśmy tym, co pamiętamy!

Produkcja ludzi...?


Źródło: Niedziela Nr 20 19.05.2013r.

piątek, 21 czerwca 2013

Skąd się wzięła aborcja w Polsce ?

Źródło: Niedziela nr 20 19.05.2013r.

Brutalne Zabójstwo Grzegorza Przemyka – Poety...




Źródło: Niedziela Nr 20 19.05.2013 r. - artykuł Pawła M. Nawrockiego

Stefan Kardynał Wyszyński

Budowanie naszego życia wewnętrznego nie może nam iść zbyt łatwo i szybko.Budujeny przecież na żywot wieczny,pracujemy na Królestwo Boże, dlatego budowanie nasze musi być rzetelne i uczciwe.


W obliczu Boga większą wartość ma cnota cicha i ukryta, nieobjawiająca się w piciechach duchowych, niż taka, ktoóra daje wewnętrzne zadowolenie.


To jest prawdziwa przyjaźn osłaniać innych,nawet kosztem siebie.

Maria Okońska

Nie wolno zmieniać poglądów. Niezależnie od przykrości i korzyści trzeba trwać przy swoim.

Ks. Piotr Skarga

Chrystus jest korzeniem Rzeczypospolitej.





piątek, 14 czerwca 2013

Papież Franciszek

Nie ma takich trudności, ucisków, nieporozumień, które mogłyby nas przerażać, jeśli trwamy zjednoczeni z Bogiem.



Duch Święty przemienia nas naprawdę i chce przemieniać świat, w którym żyjemy, także poprzez nas.

Kardynał Stefan Wyszyński

Jesteśmy smutni, gdy się wewnętrznie z kimś kłócimy.
Odzyskujemy radość, gdy się wewnętrznie z wszystkimi pogodzimy, czyniąc tak, jak Chrystus zalecał: daj chleba twoim wrogom. To jest wyzwolenie.



Kościół jest wielka tajemnicą Bożą, kto chce o nim mówić uczciwie, musi mieć wiarę i musi go kochać.

środa, 5 czerwca 2013

Bo Moc Boga Uwalnia…


s. Angela Musolesi jeździ po świecie z orędziem, że każdy z nas może rozszerzać miłosierdzie Boże przez modlitwę o uwolnienie od złego ducha swojej rodziny, znajomych, całego społeczeństwa. Siostra ta przez wiele lat towarzyszyła w posłudze modlitewnej księżom egzorcystom. Jest także asystentką o. Gabriela Amortha – egzorcysty watykańskiego – a także współautorką m.in. „Watykańskiego egzorcysty”. Siostra Angela niedawno gościła w Polsce, przekonując, że dzięki natchnieniu Duchem Świętym jesteśmy w stanie sprawiać cuda. On może rozerwać wszelkie kajdany zła.

Demon działa bardzo sprytnie i próbuje nas uwieść na dwa sposoby. Po pierwsze zwyczajnie kusi, wykorzystując nasze słabości i wady, i powodując w nas smutek, zniechęcenie i brak przebaczenia.
Drugie działanie, które jest dość częste to zniewolenie, opętanie. Znane są przypadki osób, które wysłano do lekarza i leczono za pomocą lekarstw, a okazało się, że są one po prostu ofiarami złego ducha. Tutaj medycyna nic nie pomoże, tylko skuteczna modlitwa – konkretnie o uwolnienie.
Siostra Angela zna księży modlących się nad osobami chorymi na nowotwory i inne ciężkie choroby, które zostały uzdrowione właśnie przez egzorcyzm.
Wspomina także egzorcyzm, podczas którego zły duch przemówił: Powiedz Amorthowi, że jestem nim zmęczony. On mnie zwycięża, zwycięża wszystkie demony, ponieważ zawierzył się całkowicie Madonnie…
Przede wszystkim Maryja, ale także św. Michał Archanioł to nasi sprzymierzeńcy w walce ze złem. Wystarczy wezwać ich wstawiennictwa, by mieć skuteczną ochronę.

 
Są modlitwy uwalniające skierowane do Pana Boga: Jezu uwolnij mnie, albo nakazujące legionom złych duchów odejść. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że tych legionów jest wiele. Powodują upadki firm, rozłamy, separacje, rozwody, bankructwa, biedę.
Modlitwę o uwolnienie może odmawiać każdy, przede wszystkim za siebie, ale także za bliskich, rodzinę , małżeństwo, dzieci.
Gdybyśmy wiedzieli, jak efektywne są te modlitwy, a także jak przeszkadzają złemu – odmawialibyśmy je przy każdej okazji.

Różne są pęta i kajdany, którymi próbuje nas uwięzić zły. Wg Siostry Angeli jest to nieraz nękanie, spowodowane rzuceniem na osobę jakiegoś złego uroku, przekleństwa. Złorzeczenie jest jak łańcuch, który się tworzy między tym, którego to dotyka i tym, który rzuca. Kiedy takie przekleństwo zostaje rzucone na małżeństwo, to dotyka również dzieci, i np. córki są niepłodne, czy mają trudności ze znalezieniem towarzysza życia, a małżonkowie się kłócą, czy nie mogą znaleźć pracy.
Idąc do czarownika po wróżbę należy zdawać sobie sprawę, że mogą tam być przeprowadzone rytuały, które są rzuceniem przekleństwa – jest to bardzo poważne uwikłanie. Najlepszym zabezpieczeniem przed tym jest bezwzględne unikanie wróżek, horoskopów, amuletów…
Jeśli jednak z niewiedzy lub naiwności, nam lub naszym bliskim zdarzyły się takie doświadczenia, to żeby uwolnić od następstw klątwy ( poza szukaniem pomocy u egzorcysty), można z dobrym rezultatem przeprowadzić modlitwy o uwolnienie, precyzyjnie poznając historię swojego życia, odkryć osobę, która rzuciła czar i zdjąć przekleństwo przez modlitwę.

Z praktyki S. Angeli wynika, że udaje się nieraz spowodować, aby osoba wyrzuciła demona z siebie, bo zło potrafi się materializować. – Podczas kolejnych modlitwo uwolnienie nad pewną młodą nauczycielką, zaczęły wychodzić karaluchy z jej pępka.
Siostrze Angeli wiele razy zdarzało się modlić nad osobami, które sądziły, że są ofiarami złego ducha, gdyż ulegały wypadkom, były ofiarami zawiści. Trudne do uwierzenia, lecz niestety prawdziwe. Zło nie śpi, dlatego musimy być czujni.

Jezus uwalnia również wtedy, kiedy osoba zniewolona nie jest obecna. Zdejmując w imię Jezusa urok z jakieś osoby, automatycznie przychodzi dobro dla niej.
Do S. Angeli przyszła kiedyś kobieta ze zdjęciem męża, który odszedł z domu z kochanką. Kobieta prosiła o modlitwę za niego. Żeby nie rozczarować tej kobiety – zaczęliśmy się modlić, wspomina siostra: W imię Jezusa Chrystusa, przez Jego najdroższą Krew, za wstawiennictwem Maryi i Michała Archanioła kazałam opuścić wszystkim złym duchom tego mężczyznę i przyzywałam Ducha Św. do niego. Kobieta ta później modliła się, wspierana przez inne grupy modlitewne. Po jakimś czasie jej mąż wrócił do domu, żałując zdrady.

Nie należy zapominać, że w walce ze złem dużą rolę odgrywa Maryja,  wystarczy chociażby wspomnieć słowa prymas Hlonda, jak również Wyszyńskiego, że jeżeli zwycięstwo przyjdzie, to przyjdzie przez Maryję, a to dlatego, że demony są aniołami, choć upadłymi. I choć nie chcą, z Boże postanowienia muszą być posłuszne Maryi, wzywanej przez chrześcijan jako Królowa Aniołów.

Jesteśmy w stanie z Duchem Świętym, mocą Jezusa Zmartwychwstałego i Maryją przemienić świat – wylewać miłosierdzie naszym rodzinom i naszym bliskim, żeby budować na nowo społeczeństwo miłości.

Więc, jeżeli ktokolwiek ma tego typy problemy, lub jakiekolwiek problemy życiowe, to warto odmówić krótko modlitwę o uwolnienie, np.:

W święte imię Jezusa Chrystusa, przez Jego najdroższą Krew, za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej, św. Michała Archanioła, wszystkich aniołów i świętych, przyzywając pomocy Ducha Świętego, nakazuję i rozkazuję każdemu duchowi ( i tu można wymienić np. niezgody, separacji itp., lub po prostu duchowi złemu), żeby odszedł od….( wymieć osobę) i żeby nie wracał!

Poza tym oczywiście polecam modlitwę do Św. Michała Archanioła do codziennego odmawiania:


Modlitwa Leona XIII

Święty Michale Archaniele broń nas w walce.
Przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź nam obroną.
Niech go Bóg pogromi, pokornie prosimy.
A Ty, Książe wojska niebieskiego, szatana i inne duchy złe,
które na zgubę dusz krążą po świecie, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.

Źródło: Niedziela  Nr 18 2013r.


Wierząc nie poddałem się nigdy… Al Bano

Al Bano:

Napisałem książkę o tym, jak wiara wpływała na moje życie i nadal to czyni.

Ja jestem chrześcijaninem i staram się mówić prawdę. Milczenie niczemu nie służy, zwłaszcza w obliczu niebezpieczeństwa, jakim dla Europy może być islam.

Myślę, że miłość jest motorem, siłą napędową życia każdego człowieka. Ona uskrzydla, daje energię. Jest jak woda dla roślin. Jeśli zabraknie tego uczucia, cóż warte jest życie?

 
Niektórzy próbują upowszechniać wygodną dla diabła wersję, że go nie ma. Inni naiwni myślą, że szatan to jest taki ktoś, kto przychodzi i mówi: „Przepraszam, pozwoli pan, że się przedstawię”. Naturalnie takiego diabła nie ma. Ale zapewniam, że on jest, że istnieje. Zagnieżdża się w osobach słabych, szczególnie w tych ludziach, którzy chcą czynić zło. Ja sam wielokrotnie czułem obecność „Agenta D”. On kazał mi robić takie rzeczy, których normalnie nigdy bym nie uczynił. Gdy sobie to uświadomiłem, starałem się wyrzucić go z mojego życia, czyniąc znak krzyża, modląc się. Tak, tego „Agent D” się boi.

Sądzę, że bardzo istotne jest to, żeby mieć świadomość, skąd się pochodzi, kim są twoi bliscy, twoja rodzina, twój naród, bo to wpływa na to, kim ty jesteś. To jest jak nic Ariadny. Korzenie są bardzo ważną cząstką każdego istnienia. Jeśli ich zabraknie drzewu, ono umiera. Podobnie jest z człowiekiem, trudno mu wzrastać, żyć w pełni, jeśli nie zna swych korzeni albo o nich zapomina.

Talenty ma każdy człowiek. One są darem otrzymanym od Pana Boga. Na pewno trzeba je odkryć, a potem rozwijać. Ale nawet największe trudności i praca włożona w ich rozwój, nie wystarczą, żeby osiągnąć sukces. Trzeba jeszcze mieć ten łut szczęścia i trafić w swój czas, spotkać na swojej drodze odpowiednich ludzi; dobrych, uczciwych, życzliwych. To jest tak jak z piosenką, ona musi się pojawić we właściwym momencie; wtedy znajdzie słuchaczy i stanie się popularna, odniesie sukces. Myślę jednak, że jeśli człowiek ma talent i rozwija go, konsekwentnie dążąc do celu, to sukces przyjdzie jako owoc tych starań. Trzeba więc pracować i aktywnie czekać na swój czas. I przyjmować to, co on przynosi.

Jako 13-letni chłopiec pojechałem z moimi ciotkami do San Giovanni Rotondo. Bardzo dokładnie pamiętam ten dzień i Mszę św. odprawianą przez Ojca Pio oraz fakt, że spowiadałem się u niego. Ale wtedy nie uświadamiałem sobie tego. To, że spotkałem niezwykłego człowieka, zrozumiałem później.
Inaczej było z Janem Pawłem II. Szczególnie zapamiętałem pierwsze spotkanie z nim. Zostaliśmy całą rodziną zaproszeni na Mszę św. w maleńkim kościółku w Watykanie. Pamiętam do dziś jak trzęsły mi się nogi, gdy miałem czytać lekcję, ale to wtedy uświadomiłem sobie niezwykłość i świętość Jana Pawła II. Kolejne spotkania to były niecodzienne chwile spędzone z moim drugim Ojcem, jak nazywam bł. Jana Pawła II. W mojej pamięci niezatarte wrażanie pozostawiło również poznanie Matki Teresy z Kalkuty. Ona była pełna niezwykłej mocy.
Myślę, że miałem wielkie szczęście, iż spotkałem tych niezwykłych ludzi. Ich świętość się zauważało, przebywając z nimi. Ta świętość z nich promieniowała i myślę, że podobnie jak wielu innych czułem się nią ubogacany.


Źródło: Niedziela  Nr 18 2013r.

sobota, 1 czerwca 2013

Prymas Tysiąclecia

Muszę bronić ludzi przed sobą samym, aby byli przy mnie bezpieczni. Może ich bronić przed moimi czynami taki czy inny kodeks lub różnorodne trybunały, ale przed moimi myślami zdołam obronić człowieka tylko ja sam.


Gdyby na świecie żyły nie miliardy, lecz jedne człowiek z winą Adama, Chrystus przyszedłby, aby mu podać Zbawczą Dłoń. Tak ważny i wielki jest człowiek.

Źle czyni człowiek, jeśli poprzestaje na zadowoleniu z siebie i łatwo przyjmuje pochwałę ludzką. Ale również źle czyni, jeśli boi się krytyki i nagany.

Muzułmanin chrześcijaninem

„The Jerusalem Post” opisała bardzo ciekawą historie Hazem Farraja, który dzisiaj ma już 27 lat i otwarcie przyznaje się do tego, że jest chrześcijaninem.
Ale w młodości będąc już chrześcijaninem, dokładnie przez 3 lata chodził do meczetu modlić się do Jezusa Chrystusa.
 
Farraj urodził się  w USA w muzułmańskiej rodzinie i był wychowany wg ścisłych muzułmańskich reguł. W wieku 12 lat wrócił wraz z rodziną, czyli matką, ojcem i 13 rodzeństwa do ojczyzny. Dwa lata po powrocie do ojczyzny Farraj postanowił nawrócić na islam swojego sąsiada. Chodził do niego na rozmowy o Allachu, a sam poznał Chrystusa.

Przyjął chrześcijaństwo w wieku 15 lat. Nawrócenie miało miejsce w jednym z jerozolimskich kościołów, we wschodniej części miasta, którego nazwy nie chce zdradzić w obawie przed, iż mógłby być to kolejny cel ataku muzułmańskich fundamentalistów.

Wkrótce po nawróceniu cała jego rodzina wróciła do USA. Wtedy tam tuż po osiągnięciu pełnoletności oznajmił swojemu ojcu, że jest chrześcijaninem. Niestety ojciec, tak jak i matka, jak również i rodzeństwo wyparli się go. Od 2002 roku już więcej ich nie widział.


Dziś Farraj prowadzi popularną audycję w jednej z ewangelizacyjnych stacji telewizyjnych oraz otrzymuje bardzo dużo maili od ludzi, których historia życiowa jest podobna. Choć oficjalnie uchodzą za muzułmanów, to w sercu pozostają chrześcijanami.